Lato. Sierpień. Piątek. Godzina 18:15.
Poczuła jak całe ciało zamiera na dźwięk jego głosu. To się nie dzieje naprawdę.
-Co za zbieg okoliczności, że się spotykamy- William zabrzmiał czarująco. Zawsze taki się wydawał, a z biegiem lat nauczył się wykorzystywać tę cechę do granic przyzwoitości, a często także poza nie. Jej wzrok pozostawał utkwiony w stoliku, ale to nie przeszkadzało jej byłemu chłopakowi. Wręcz przeciwnie po wylewnym przywitaniu z Aelitą, jak gdyby nigdy nic ucałował ją w czoło i zasiadał obok. To spotkanie było iście surrealistyczne, a wraz z przybyciem Williama stało się w równym stopniu dramatyczne. W myślach powtarzała sobie, że nie powinna tak reagować, w końcu nic złego się nie działo. Intuicja podpowiadała jej, że to dopiero przed nią. Po kilkudziesięciu minutach rozmowy Aelity i Williama, przy słabym akompaniamencie jej przytakiwań, pojawiła się kelnerka z rachunkiem, a cała trójka opuściła lokal. Jej była przyjaciółka pożegnała się i odeszła w przeciwnym kierunku. I to by było na tyle z "odnowienia kontaktów" gorzko pomyślała.
-Podwieźć Cię do domu?- Usłyszała pytanie Williama. Niemalże podskoczyła z przerażenia, ale w końcu sens jego słów do niej dotarł.
-Huh?- wydusiła zdezorientowana, nie wiedząc jednocześnie co odpowiedzieć. Ze wszystkich scenariuszy jakie zdążyła wymyślić w swojej głowie w przeciągu ostatniej godziny, żaden nie pokrywał się z tym co prezentował teraz brunet.
-Pytałem, czy podwieźć Cię do domu?- dobrotliwie powtórzył.
-Nie, nie! Dziękuję, nie trzeba- wydukała niemrawo, zastanawiając się dokąd ta rozmowa w ogóle prowadzi. William się tak nie zachowywał podczas ich związku i wątpiła w jego nagłą przemianę.
-Okej, uważaj na siebie- szepnął, po czym nachylił się i złożył pocałunek na jej czole. Do głębi zszokowana patrzyła jak odchodzi w stronę jednej z uliczek. Czuła, że ich spotkanie nie było przypadkowe, ale nie umiała powiedzieć skąd William o nim wiedział. Odwracając od niego wzrok, zobaczyła, że zapada zmierzch. Postanowiła, że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do domu.
-Więc twierdzisz, że William tylko udawał miłego? - pyta mnie Odd. Kiwam delikatnie głową by dać mu znać, że to się zgadza. Siedzimy w jakiejś podłej kawiarni, wykorzystując wolny wieczór na zastanowienie się nad całą sytuacją. Niestety nie za wiele nam z tego przychodzi. Spotkanie z Yumi nic nie wyjaśniło.
-Yumi cały czas była sparaliżowana jego obecnością. Na początku jak mnie zobaczyła zareagowała podobnie, ale z każdą chwilą było lepiej. Właściwie do momentu wejścia Williama - wzdycham bezsilnie. Chłopaki patrzą na mnie nieco niepewnie, ale widzę, że są równie zrezygnowani jak ja.
-Spędziłam z nimi wystraczająco dużo czasu by zauważyć, że coś jest mocno z nimi nie tak. I najlepiej byłoby porozmawiać z Yumi w cztery oczy.
-No to tak zróbmy i załatwione - Lekko uśmiecha się Odd, ale po Ulrichu widzę, że nie uważa tego za proste zadanie i ja także tak nie uważam.
-Ulrich, a właściwie... Co mówi Hiroki? - pyta Jeremie. Atmosfera staje się cięższa. Przysięgam, że mój chłopak czasami nie ma za grosz wyczucia. Mimo tego, co ostatnio Ulrich powiedział, nie trudno zgadnąć, że takie pytania go zirytują.
-Nie rozmawiam z nim o niej- Ulrich wzdycha ciężko. Może nie jest zły, ale daleko mu do zadowolenia. Ciężko go za to winić.
-Może powinieneś- komentuje złośliwie Odd. Na boga, pokłócimy się dzisiaj jak tak dalej pójdzie.
-Przepraszam?! Może ty powienn...
-Chłopaki, stop! Nic nam nie pomogą wasze kłótnie- przerywam im natychmiast. Ulrich przewraca oczami, a Odd posyła mu spojrzenie śmierci. Jak dzieci. Zalega między nami głucha cisza.
-Porozmawiam z Hirokim w poniedziałek. Przynajmniej spróbuje go złapać po treningu- Uśmiecham się z wdzięcznością.
-Widzisz Ulrich, jak chcesz to potrafisz- żartuje Odd, ale spotyka się, tym razem od wszystkich, ze spojrzeniem śmierci.-Geez, to tylko żart - blondyn wzrusza ramionami.
-O nie- mówi Jeremie. Podążam za jego wzrokiem w kierunku drzwi wejściowych. O nie. Sissi.
-Za jakie grzechy?- pyta zrezygnowany Ulrich i kładzie głowę na stoliku. Dobre pytanie mój drogi, dobre pytanie.
Spojrzała na telefon by sprawdzić godzinę. Powinna być już dawno w domu, ale nie mogła. Musiała wszystko jeszcze raz przemyśleć. Wysłała lakoniczną wiadomość do rodziców, kłamiąc, że zostaje u Milly by się nie martwili. Może gdyby nie to, nie siedziałaby teraz o 3 w nocy w jednym z miejskich parków, gdy sierpniowa ulewa znów przetaczała się nad Paryżem niosąc ze sobą chłód i wilgoć. Na ulicy woda płynęła już małym strumyczkiem. Miasto wydawało się jej opustoszałe. Nic dziwnego. Kto siedzi na zewnątrz podczas ulewy? Ja. Uśmiechnęła się przez łzy. Jej dawne włosy z pewnością oblepiłby jej twarz. Makijaż rozmazałby się. Nie wyglądałaby już na kobietę z centrum. Tak jak kilka tygodni wcześniej... Pochyliła się i ukryła twarz w dłoniach. Zachowuję się jak obłąkana. W istocie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Woda płynęła drogą coraz żwawiej, a gdzieś w oddali słychać było wycie syren. Straż, pogotowie może i policja. Na samą myśl się wzdrygnęła. Ktoś potrzebował pomocy. Nie chciała być następna. Mimo to siedziała nadal na tej pieprzonej ławce, nawet nie drgając, gdy deszcz uderzał w jej ciało. Czuła się jakby wbijano jej tysiące zimnych igieł. Nierozważnie i nieświadomie kusiła los. Zaczęła myśleć o swojej dawnej osobowości. Po raz kolejny przypominały się jej stare cechy. Stanowczość, upartość. Szkoda, że rozsądek i odpowiedzialność jej umknęły. 45 minut później stała przed wejściem do bloku. Był w głębokim szoku, gdy zobaczył ją w drzwiach. Wpuścił ją wciąż trochę zaspany. Bez słowa zamknął drzwi. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Nie tak to wszystko planował. Nadal odwrócony plecami do niej, trzymał dłoń na klamce niczym zaklęty. Ona stała kilka kroków dalej i wpatrywała się w jego postać. Jej ubrania przylegały ściśle do ciała, a z włosów spływały strużki wody. Drżała z zimna. Był przerażony. Jej widokiem. Jej przyjściem. Jej nieodpowiedzialnością. W głowie miała pustkę. Nieruchomo patrzyła w jeden punkt. Nagle otrząsnęła się i zorientowała się jak duży popełniła błąd. Nie powinna tam przychodzić. Chciała go wyminąć, ale już nie pozwolił jej.