środa, 10 czerwca 2020

Rozdział 4

Lato. Sierpień. Poniedziałek. Godzina 15:03.
Dni mijały teraz zaskakująco wolno kiedy oczekiwała na coś ważnego. Dawniej, w szkolnej rzeczywistości czas płynął zbyt szybko. Sprawdziany nadchodziły prawie jak mrugnięcie oka, a ustalone terminy oddawania gotowych zadań pojawiały się znikąd strasząc konsekwencjami ich niedochowania. Szkoła i walka z morderczym wirusem, to połączenie, które tylko wzmagało szybkość mijania konkretnych dni aż wszystko zlewało się w jeden niekończący się nigdy pośpiech. Wyłączenie superkomputera pozwoliło na powrót do normalności, gdzie sprawdziany i zadania były jednym wyzwaniem. Dla niej było to coś długo oczekiwanego, ale nie smakowało tak dobrze jak sobie wyobrażała. Sama szkoła była na początku spokojna, zbyt spokojna. Brakowało emocji i adrenaliny. Musieli je czymś zastąpić. Jej przyjaciele skupili się na nauce, ale też na swoich zainteresowaniach. Ulrich mógł poświęcić więcej czasu piłce nożnej, Aelita zaczęła tworzyć nową muzykę, Jeremie wrócił do konstruowania robotów i programowania, a Odd... Cóż zajmował się więcej sztuką, ale zawsze uważała, że jego największym hobby jest raczej randkowanie z dziewczynami i zdecydowanie lwią część wolnego czasu poświęcał właśnie na nie. Dla niej samej jednak szybko sama szkoła stała się ponownym wyzwaniem. Była zawsze dobrą uczennicą, co budziło dumę jej rodziców, ale i jej samej dawało satysfakcję. Egzaminy musiały zatem wypaść równie dobrze, ale to wymagało solidnego przygotowania się do nich. Dla jej przyjaciół był to temat jeszcze odległy. Nie mogła jednak tego zmienić. Fakt, że była starsza na początku nie miał większego znaczenia. Ochrona świata przed zniszczeniem łagodziła nierówności. Gdy zabrakło tego elementu, a szkoła powiększyła różnicę w ich zajęciach, ich przyjaźń została wystawiona na próbę. Oni uczyli się dla ukończenia klasy, ona uczyła się, aby napisać egzaminy. Czekał ją nowy etap w życiu, który stawał się coraz bliższy, ale czuła, że w pełni rozumie ją tylko William. On przecież też miał pożegnać się z Kadic razem z nią w przeciwieństwie do jej przyjaciół. Jej poświęcenie nauce osłabiło kontakt z Wojownikami bardzo znacząco. Mimo że chciała spędzać z nimi więcej czasu, nie mogła. Ze względu na plan, na naukę i na całą resztę czekającą ją w domu. Potem przyszło skończenie szkoły i związek z Williamem co ostatecznie zniszczyło resztki ich kontaktu. A właściwie głównie związek z Williamem był tego przyczyną. Jak i innych złych decyzji w jej życiu. 
Uśmiechnęła się smutno przypominając sobie jej przeszłość. Dawniej czas był zbyt szybki, a dzisiaj dzień zdawał się nie mieć końca. Przeszło jej przez myśl, że to właściwie jest efekt jej jałowego życia. Gdyby miała pracę byłoby inaczej, przynajmniej tak zakładała. Usłyszała delikatne pukanie do drzwi, a chwilę później w jej pokoju pojawił się jej młodszy brat. Natychmiast poczuła się sparaliżowana. Nie wiedziała jak ma się zachować. Był jej bratem. Jasne, kochała go bardzo mocno, ale jednocześnie wiedziała, że ich relacja ucierpiała. Nie widzieli się od dawna. 
-Hej- Hiroki skinął głową w jej kierunku. Zabrzmiał niepewnie jakby nie wiedział czy chce z nią rozmawiać. Odwróciła wzrok jakby podłoga nagle stała się ciekawsza niż on. Cisza objęła cały pokój, powodując, że niezręczna atmosfera zaczęła rosnąć. W końcu on nie wytrzymał i zapytał jak się czuje. Prychnęła w odpowiedzi. Jak się czuła? Jak największy przegrany. Bez wątpienia jedyne co było pewne w jej życiu teraz, to chaos. 
-Hiroki, ja... ja tylko... nie, nie - zaczęła jąkać się wciąż nie patrząc w jego kierunku, ale nie wiedziała co chce mu powiedzieć właściwie. Od czego zacząć? Powinna go przeprosić, ale to nie było takie łatwe. Z mamą było jakoś prościej. Relacja z nim była czymś dużo bardziej kruchym. Pamiętała momenty, kiedy przychodził do niej z płaczem z powodu koszmaru czy wtedy, kiedy rodzice nie mieli najlepszych nastrojów. Obiecywała mu wtedy, że nigdy go nie zostawi. Że zawsze go pocieszy. Że będzie. Nie dotrzymała tych obietnic i to budowało jej poczucie winy najbardziej. Łzy niekontrolowanie zaczęły płynąć po jej policzkach, a jej ciało przeszyły dreszcze. Poczuła, że Hiroki delikatnie ją obejmuje i szepcze, że wszystko będzie dobrze, tak jak ona szeptała jemu. Chciała wierzyć, że ma rację. 

W tym samym momencie, gdzieś w mieście...
-Myślisz, że Ulrich przyjdzie?- pytam Jeremiego znienacka. Odpowiada mi zdziwionym spojrzeniem i milcząco wzrusza ramionami. Bije od niego prosty przekaz "ciężko powiedzieć". I w rzeczywistości, wiem, że ma rację. Naprawdę ciężko powiedzieć, co Ulrich zrobi. Siedzimy w małej 
kawiarni tuż obok naszego mieszkania. Jest to niewątpliwie moje ulubione miejsce, głównie dlatego, że klimat jaki tu panuje jest czymś mało spotykanym. Tutaj nie jest przytulnie ani spokojnie. Wnętrze tętni życiem z powodu licznych klientów, ale również dlatego, że ozdobiono je wieloma roślinami różnego gatunku. Zielony kolor uspokaja, jednocześnie epatując świeżą energią. Gdy patrzę na bujne bluszcze mam wrażenie, że od razu bardziej chce się żyć. Jeremie towarzyszy mi często w spędzeniu tutaj czasu, co tylko potęguje efekt, że wszystko jest na swoim miejscu. Tylko, że nie jest. Odkąd Yumi postanowiła żyć własnym życiem, w którym nie ma miejsca dla naszej przyjaźni, coś jakby się zgubiło i nie może wrócić na dobre miejsce. Do tej pory powtarzałam sobie, że tak musiało być. Skoro Jeremie tak mówił, a Odd nie zaprzeczał, widocznie wiedzieli więcej niż ja w kwestiach przyjaźni. Wątpliwości podsuwał mi Ulrich, a konkretnie jego zdanie, że to wina Williama, ale uważałam jednocześnie, że to był wybór Yumi. Ciężko było określić kto ma rację, bo zwyczajnie nie wiedzieliśmy co sama Yumi robi i jakie były jej decyzje. Z czasem przestaliśmy o niej rozmawiać i pewnie pozostałaby tematem zakazanym do końca, gdyby nie Milly. A co jeśli Ulrich miał rację? Milly wspomniała, że z ich bądź co bądź, przyjaciółką, jest źle. Skoro sama odeszła od nich, to dlaczego była nieszczęśliwa? Poza tym William nie był nigdy zły, dlaczego zatem...
-Dalej o niej myślisz?-pyta mnie Jeremie jednocześnie wyrywając z myśli. Może za dużo poświęcam jej czasu, ale odkąd Milly przywołała ją do naszego życia nie mogę wyrzucić jej z głowy.
-Tak. Po prostu znów próbuje zrozumieć co się stało - wzdycham bezsilnie. Wiem, że dla niego Yumi po prostu żyje tak jak chce, ale ja nie umiem się z tym pogodzić.
-Aelita, kochanie proszę Cię, nie zaczynaj znów- Jeremie kręci głową. -Yumi była dla nas wszystkich ważna...
-Jest ważna- przerywam mu szybko, posyłając znaczące spojrzenie, na które reaguje westchnięciem. Nie możemy jej wyrzucić z naszej biografii tylko dlatego, że nie chce utrzymywać z nami kontaktu. Jestem tu gdzie jestem również dzięki jej walce.
-Jest ważna - poprawia się- ale nie możesz za wiele oczekiwać. Co jeśli znów odejdzie?
Nie wiem co mam odpowiedzieć na to pytanie, bo zaskakuje mnie bardziej niż bym tego chciała. Jeremie wydaje się mieć rację, ale wciąż to przecież... nasza Yumi. Kręcę głową bez przekonania. Mam nadzieję, że spotkanie w piątek cokolwiek wyjaśni. Może w końcu dowiemy się jaka jest prawda. Choć nie jestem pewna czy to w ogóle dobry pomysł, biorąc pod uwagę jak bardzo krzywdzące było rozstanie.