poniedziałek, 21 września 2020

Rozdział 6

Lato. Lipiec. Czwartek. Godzina 14:20. 

 Srebrna nić delikatnie połyskiwała w słońcu, kiedy delikatnie trzymała w dłoniach swoje stare kimono. Było przeznaczone tylko na specjalne okazje, takie jak uroczystości rodzinne czy święta. Jej rodzina w Japonii przywiązywała do tradycji dużą wagę, ale wraz z wyjazdem do Francji jej rodzice odeszli w stronę bardziej zachodnich wzorców. Tak dawno nie miała na sobie takiego ubrania, że aż wątpiła czy w ogóle kiedykolwiek jeszcze będzie miała taką okazję. Choć teraz mogła przymierzyć strój, niewątpliwie nie chciała tego zrobić. Czuła, że nie powinna. Kimono nawiązywało do jej ojczyzny i dla niej samej symbolizowało spokój i elegancje, a ona była jednym wielkim chaosem. Wizyty Williama nie pomagały w ruszeniu naprzód. Podświadomie liczyła na to, że ignorowanie ich pozwoli na zapomnienie o ich przeszłości. To byłoby jednak zbyt proste.
Otrząsnęła się z zamyślenia i niemalże z czcią odłożyła materiał do pudełka. W domu panowała cisza, dlatego, że mama wyszła na zakupy, tata był w pracy, a Hiroki wyszedł gdzieś dobre kilka godzin temu i wciąż żadne z nich nie wróciło. Jej rodzina miała swoje życie, które biegło według określonego rytmu. Paradoksalnie, pod wieloma względami, jej własny rytm także się nie zmienił. Wstawanie z łóżka zdawało się być niezmiennie bezcelowe. I mimo że wiele czasu poświęcała teraz na wspominanie i rozmyślanie, to wciąż brakowało jej sensu w tym wszystkim. Przynajmniej nie musiała usługiwać Williamowi, ale patrząc na drugą stronę medalu, tym samym nie była nikomu potrzebna. Wiedziała, że jej rodzina zaprzeczy, ale czy istnienie tylko dla nich powinno być powodem do poczucia spełnienia. Co z tego, że była dla nich ważna, skoro sama ze sobą nie czuła się dobrze. 
Zdecydowała się pójść na spacer. Od wizyty w Kadic nie wychodziła z domu i to również wzmagało w niej poczucie, że sytuacja niewiele się zmieniła. William nie pozwalał jej wychodzić, a teraz kiedy nie było go obok niej, wciąż izolowała się od otaczającego ją świata.
Dzisiaj pogoda wróciła na dobrze znane tory i temperatura diametralnie wzrosła. Ruszyła w stronę drzew pragnąc uciec od żaru lejącego się z nieba. Dawniej las wydawał się jej znajomy i przyjazny, był czymś w rodzaju opoki i schronienia, a zarazem kojarzył się jej głównie z walką o życie swoje i innych ludzi. Teraz, po kilku latach, uczucie to jakby zbladło i zatraciło się w jej umyśle. Las stał się po prostu obcy. Nie poznawała już niektórych ścieżek, a charakterystyczne kiedyś zakamarki wydawały się być mniej dostrzegalne lub w ogóle już nie istniały. Im dłużej spacerowała, tym bardziej chciała stamtąd wyjść. Ostatecznie za cel obrała miejsce, które nie mogło być przyjemniejsze, ale poczuła nieodpartą chęć by znów je zobaczyć. Fabryka wbrew jej założeniom nie zmieniła się ani trochę. W porównaniu do lasu, stała niewzruszona i chłodna, czyli dokładnie taka jaką ją zapamiętała. Wchodząc do wnętrza miała wrażenie, jakby była tu ostatni raz dzień wcześniej, może dwa, a nie kilka lat temu. Jeśli musiałaby wskazać jedno miejsce, które zmieniło w jej życiu najwięcej, niewątpliwie wskazałaby właśnie fabrykę. Prześledziła wzrokiem szare ściany i niedziałającą maszynerię. To miejsce, to kopalnia wspomnień. Uśmiechnęła się do siebie wiedząc, że ma rację. Z drugiej strony, to miejsce stanowiło źródło większości problemów w jej życiu, ale nie zdawała sobie z tego sprawy. Westchnęła i po kilkunastu minutach ruszyła w drogę powrotną. Dostrzegła rudą wiewiórkę wśród drzew. Skakała między dwoma dębami stojącymi blisko siebie. Uznała zwierzątko za głupie. Dlaczego nie mogła zostać na jednym drzewie lub pójść na zupełnie inne? Dlaczego bezsensownie miotała się między tymi dwoma? Podchodząc bliżej zauważyła, że po jednym z nich chodzą mrówki, zatem musiały gryźć wiewiórkę, gdy po nim stąpała. A jednak ona wciąż bezmyślnie tam wracała. Ja jestem tą wiewiórką, a William tym dębem, gdzie są mrówki i wciąż popełniam błąd wracając do niego, mimo że wiem, że nie czeka mnie nic dobrego z nim. 

  

Milczenie Ulricha nie jest czymś nowym, ale milczenie Odda to raczej coś szokującego dla mnie i domyślam się, że dla Jeremiego również. Odkąd postanowiliśmy się rozdzielić i mieszkać osobno, nieczęsto widujemy blondyna. Zatem tylko niebiosa wiedzą dlaczego nie ma dobrego humoru.  
-Jutro widzimy się z Yumi i... I uznaliśmy, że powinniśmy o tym pogadać - niepewnie zaczynam, ale widząc ich miny od razu żałuje. Tej rozmowy, tego spotkania i w ogóle spotkania z Yumi. Cisza zalega niezręcznie w salonie. Jesteśmy w niewielkim mieszkaniu, które wynajmujemy z Jeremim, choć może to był błąd zapraszając ich tutaj. Widzę jednak, że mina Ulricha łagodnieje. Pochyla się i opiera łokcie na kolanach, a następnie chowa twarz w dłoniach. Po kilku sekundach wzdycha i podnosi głowę patrząc na mnie z grymasem na twarzy.
-Nie wiem o czym tu mówić, księżniczko. Nie mamy pojęcia co ona myśli, ani nawet jak teraz wygląda- stwierdza cicho i wyjątkowo spokojnie. Zaskakuje mnie trochę. Ma rację, ale bardziej chodziło nam, żeby upewnić się, że wszystko odbędzie się bez nadmiernych emocji. W głównej mierze dotyczy to właśnie Ulricha, a nie Odda, ale nie chcieliśmy ryzykować rozmową tylko z nim, bo jego reakcja mogłaby być odwrotna do tej, którą chcieliśmy osiągnąć. 
-Bardziej chodzi o wasze emocje- odpowiada Jeremy. Doskonale, teraz na pewno nikt się nie zorientuje. Wstrzymuje na chwilę oddech i obserwuje reakcję chłopaków, Odd posyła mi nieco przerażone spojrzenie, bo najlepiej z nas wszystkich wie, jak Ulrich potrafi się wkurzyć, zwłaszcza w tym temacie. Tym razem jest inaczej, Ulrich wygląda na spokojnego. 
-Nie jestem aż tak głupi by nie załapać, że chodzi wam o mnie - wzdycha opierając się znów o kanapę.-Ale myślałem o tym. To znaczy o tym spotkaniu z nią i jedyne co czuję, to obojętność. Za dużo czasu spędziłem na złoszczeniu się na Williama i na Yumi też... Właściwie to był mój błąd, że nie posłuchałem jej i ... I wydawało się mi, że może być coś więcej miedzy nami. Ale to przeszłość- Okej. Tego się nie spodziewałam. Od kiedy Ulrich mówi o tym co czuje? Nasz Ulrich? 
-Stary, to chyba najdłuższa wypowiedzieć o tym co czujesz odkąd Cię znam - Odd posyła mu zdziwione spojrzenie, na co Ulrich tylko wzrusza ramionami. 
-Ha ha, bardzo śmieszne- odpowiada sarkastycznie.-Powiedzmy, że trochę zmądrzałem przez ostatni czas i jestem w stanie podejść do tego na chłodno. Obawiam się tylko, że to co Yumi nam zaoferuje nie do końca spełni to na co liczycie. 
-A na co liczymy?- pyta Odd z przymrużonymi oczami. To raczej pytanie retoryczne, bo wszyscy znamy odpowiedź. 
-Na ponowną przyjaźń z nią - odpowiada cicho Ulrich, jednocześnie mówiąc głośno to, czego nikt nie przyznaje otwarcie. 
-Milly powiedziała, że Yumi potrzebuje naszej pomocy, więc postaramy się to zrobić w imię tego, co ona zrobiła dla nas, głównie dla mnie - stwierdzam równie cicho. Bądź co bądź to dzięki niej mogę być tu gdzie jestem. Mogę żyć. 
-Gorzej już i tak nie będzie- dopowiada Odd, co nieco mnie dziwi. Właściwie wszystkich nas, bo nagle posyłamy mu podejrzliwe spojrzenie. Okej, ewidentnie nie ma dzisiaj humoru, ale to trochę zbyt realistyczne zdanie jak na niego. Zdecydowanie brakuje w nim normalnego optymizmu. 
-Jesteście dziwni dzisiaj- stwierdza Jeremy. I wiem, że ma rację. Odd bez entuzjazmu i Ulrich dzielący się emocjami? Powrót Yumi zaczyna się od rewolucji. 
-To co, zamawiamy jedzenie?- Po chwili pyta Odd już z wielkim uśmiechem. Może nie wszystko się zmieniło.