niedziela, 18 sierpnia 2019

Rozdział 3

Lato. Sierpień. Poniedziałek. Godzina 10:30.

Zobaczyć się miały w małej miejskiej kawiarni niedaleko szkoły Milly. Czuła stres idąc przez miasto. Bała się spotkania Williama, choć było to niemożliwe. Wiedziała, że teraz najprawdopodobniej siedział na jakimś spotkaniu, które pozwoli mu zrobić kolejny interes. Obie były punktualnie. Uśmiechneła się nawet na widok Milly. Musiała przyznać, że dziewczynka zmieniła się diametralnie. Jej włosy miały odcień kasztanowy i splecione były w starannego francuza. Sięgały jej mniej więcej do łopatek. Twarz stała się bardziej pociągła i pełniejsza. Zastanawiała się jak ona musi wyglądać w jej oczach. Równały się wzrostem, mimo że była starsza. Donrze było ją znów zobaczyć. Mimo wszystko.
-Cześć Yumi!-Dlaczego każdy zachowywał się tak, jakby nic się nie stało?
-Witaj Milly.- Naprawdę cieszyła się z tego spotkania. Jej stare dobre życie stawało się namacalne. Zamówiły po kawie, a następnie usłyszła to, co było dla niej najważniejsze.
-Wiem wszystko o twojej grupie. Poważnie! - Zaśmiała się Milly, a ona poczuła ukłucie zazdrości. To ona powinna to powiedzieć. Nie mogła, bo niestety nie było jej przy nich. Minęło już kilka lat, a jej przyjaciele z pewnością przeżyli już wiele chwil razem i osobno. Nie zatrzymali się w miejscu jak ona.
-Aelita i Jeremie są parą, co chyba nie jest dziwne. Między nimi zawsze była chemia. Oboje studiują na kierunkach związanych z technologią. Śmiejemy się z nich, że ich wynalazki kiedyś zaleją nasze społeczeństwo.-Poczuła się jak uderzona dłonią w twarz. Śmieją się? Czyli kto? Milly zajęła jej miejsce? Przecież była młodsza. Nigdy nie byla ich przyjaciółką. Nie znała ich sekretów. Zmnieniło się dużo więcej niż przypuszczała.
-Odd. To nadal niespokojna dusza. Nie poszedł na studia, bo uznał, że woli pracować. I pracuje, tworzy różne projekty reklamowe. Na razie to nic wielkiego, ale ma szanse na awans. Spotyka się z różnymi dziewczynami, ale również nie jest to nic stałego. Ah, no i wynajmuje mieszkanie z Jeremim i Aelitą.- Nie była zdziwiona. Odd zawsze był kreatywny. I tak samo niestały w miłości. Milly na chwilę umilkła. Widziała, że się waha czy opowiedzieć o Ulrichu.
-A Ulrich? Co u niego słychać, Milly?- zapytała lekko, pozornie nie pokazując, że to ją interesuje. Ich relacje danwiej nie były tajemnicą dla nikogo w szkole. Większość widziała, że nie byli sobie obojętni. Nie wiedziała tylko jak Ulrich poradził sobie z tym, że wybrała Williama. Podejrzewała, że niekoniecznie dobrze.
-Cóż, też studiuje.
-Studiuje?
-Tak, zadbał trochę o swoje wyniki i udało mu się dostać na uczelnie. Jest zadowolony z tego jak mu się ułożyło życie. Przynajmiej na takiego wygląda. Wiesz, w końcu to Ulrich, nie zwierza się nikomu, więc mówię tylko z obserwacji.
-Jak często się z nimi widujesz?
-Czasami. Mijamy się na mieście zazwyczaj. Yumi, ja, domyślam się, że jesteś zdziwona. Jestem młodsza od was to prawda, ale to się zaciera teraz. To co było dawniej minęło- jej wypowiedź przerwał telefon. Milly na chwilę wyszła, a ona myślała nad tym co usłyszła. Wiedziała, że jej przyjaciele będą dobrze sobie radzić, ale liczyła, że będzie im jej trochę brakować. Z tego co mówiła Milly nie dało się niczego wyczytać w tym temacie. Za to Milly świetnie rozczytała jej myśli.
-Przepraszam Yumi, ale muszę iść. Nagły wypadek, ale zadzwonię do Ciebie i umówimy się na nastepne spotkanie. Przepraszam, cześć!- To było szybkie. Została sama, nawet nie zdażyła niczego powiedzieć. Musiała poczekać do następnego razu. Nie miała wyjścia.


Milly, zgodnie z obietnicą, zadzwoniła wieczorem i razem ustaliły następne spotkanie. Jego termin wydawał się być odległy. Musiała poczekać do piątku, aby uzyskać kolejne ważne informacje na temat jej przyjaciół. Nie odważyła się zadzwonić i zapytać wprost. Miała przed sobą cały tydzień. William przypomniał o sobie już kolejnego dnia. Bukiet czerwonych róż zajmował całą wycieraczkę. Nie wiedziała co ma z nimi zrobić. Przypominały jej te momenty, gdy William próbował na nowo przekonać ją o swojej wielkiej miłości. Tym razem było tak samo. Nienawidziła tych czerwonych pieprzonych kwiatków. Bukiet był jednak piękny. Nie zasługiwał na wyrzucenie, choć jej mama prawie zrealizowała ten pomysł. Ostatecznie, kwiaty spoczęły w małym wazonie na małym stoliku w jej pokoju. Słodkawy zapach ogarnął pomieszczenie i przywołał kolejne wspomnienia. Czuła się przytłoczona obrazami, które co chwila wracały. Czerwone róże były symbolem ich związku. Dostała je na pierwszej randce, a potem regularnie na kolejnych. Gdy zamieszkali razem widywała je tylko, gdy przepraszał. Ile było płatków, tyle padało zapewnień, że ją kocha. Ile było kolców, tyle razy kłamał.


Tymczasem z Milly

-Spotkałam się dzisiaj z Yumi- mówię mimochodem, udając, że wybieram swoje zamówienie z karty. Wszyscy zamierają. Aelita i Jeremie posyłają sobie na wzajem spojrzenia pełne niedowierzania. Ulrich patrzy na mnie z szokiem, a Odd uśmiecha się od ucha do ucha. Zwołałam ich w jednym konkretnym celu, ale po ich reakcjach widzę, że będzie ciężko.
-Jak to zrobiłaś Milly?- pyta Odd z zaciekawieniem.
-Sama do mnie zadzwoniła - Jeżeli przed chwilą byli zszokowani, to teraz nie wiem jak nazwać ich stan. Aelicie wypada menu z rąk, a Ulrich łapie głęboki oddech. Odd przestaje się uśmiechać. Zgaduje, że są urażeni.
-No co? To nie jest aż taki wielki wyczyn. Kolejne spotkanie będzie w piątek, ale to nie ja na nie pójdę, tylko wy. Ona was potrzebuje- mówię z przekonaniem. Wpadłam na ten pomysł widząc twarz Yumi, gdy opowiadałam jej o tym co słychać u nich. Ona za nimi tęskni.
-Teraz nas potrzebuje? Przed kilka lat nie dawała znaku życia- Domyślałam się, że z Ulrichem będzie najtrudniej.
-Tak jakbyś próbował się z nią skontaktować Ulrich- ironicznie mówi Odd. On wie o wiele więcej niż ja i mam nadzieję, że będzie w stanie trafić do swojego najlepszego przyjaciela. Nie mogą odnowić relacji w grupie, jeśli każdy z nich się nie zaangażuje.
-Dobrze wiesz, że żaden kontakt nie byłby możliwy, bo William nad tym czuwał!
-Ona nas potrzebuje nie słyszałeś?!
-Chłopaki! Stop. Proszę was, to nie czas ani miejsce na kłótnie- Aelice udaje się ich rozdzielić. Ma rację, nie czas na potyczki.
-Ona już nie jest z Williamem- mówię, choć po minie Aelity i nerwowym pocieraniu oczu Jeremiego wnioskuje, że niepotrzebnie do tego wracam.
-To już nie jest nasza sprawa, Milly- wzdycha Jeremie.
-Spotkajcie się z nią, proszę. Wszyscy- patrzę błagalnie na każdego z nich. Ulrich i Odd są źli, a Aelita i Jeremie niepewni. Moja prośba zostaje bez odpowiedzi. Co ja mam jeszcze zrobić?
-Ludzie, no nie możecie być tacy. Przecież jesteście przyjaciółmi!
-Najwidoczniej to już przeszłość- mruczy Odd patrząc jednocześnie na Ulricha z wyrzutem, ale on nie zwraca nawet na to uwagi.
-Jedno spotkanie. Zobaczymy co Yumi ma nam do powiedzenia- Aelita kapituluje. Wszyscy kiwają głowami na znak, że się zgadzają. Godzinę później zostajemy same, bo chłopcy mają inne zajęcia.
-Dziękuję Aelita. Bez twojego zaangażowania nie udało by mi się ich przekonać.
-To ja Ci dziękuję Milly. Chociaż nigdy nie byłaś w naszej grupie, miałaś odwagę nas tu zebrać i zacząć temat Yumi. A to ciężka sprawa dla nas wszystkich. Choć nadal ją kochamy jak siostrę, to sposób w jaki wybrała Williama był i jest dla nas niezrozumiały. Musisz też zrozumieć Ulricha, że tak reaguje. Ona była dla niego naprawdę ważna- odpowiada Aelita.
-Nie chcę się wtrącać w wasze sprawy, ale Yumi potrzebuje pomocy. Najlepszym lekarstwem dla niej będzie wasza obecność.
-To jest trudniejsze niż myślisz Milly.
-Powiedziałaś, że Yumi była ważna dla Ulricha. Przecież nie może tak łatwo z niej zrezygnować.
-Kiedy wybrała Williama musiał się z tym pogodzić. Nie miał wyjścia. I w końcu to zrobił, ale kosztem wielu rzeczy. Mam nadzieję tylko, że w piątek nie będzie zbyt zdystansowany i chłodny. Przez ostatnie lata nie komentował naszych rozmów o niej. Był, ale jakby go nie było.
-Będzie dobrze Aelita- mówię z przekonaniem. Choć tak naprawdę nie jestem przekonana. To spotkanie może być jedną wielką tragedią.
-Musi-wzdycha różyczka.

Rozdział 2

Lato. Sierpień. Wtorek. Godzina 9:08.

Zaraz po przebudzeniu poczuła, że to był jej najspokojniejszy sen od kilku lat. Uśmiechnęła się widząc słońce. Znów cieszyły ją małe rzeczy, Biorąc prysznic, nuciła pod nosem jedną z wyliczanek, którą powtarzała za swoją babcią w dzieciństwie.
On miał w końcu zacząć poszukiwania. Miała nadzieje, że zrobi to gdy miną dopiero dwa lub nawet trzy dni jej nieobecności. Pojawiając się w kuchni ponownie wprawiła swoją mamę w zaskoczenie.
-Coś ty zrobiła z tymi włosami?!- krzyknęła zaskoczona przypatrując się nowej fryzurze córki.
-Obcięłam je. William za nimi przepadał.... A ja niestety nie- odpowiedziała pewnie i zacisnęła usta w wąską linię. Usiadły przy stole i pijąc zieloną herbatę zagłębiły się w własnych myślach. Jej słowa miały większe znaczenie niż mogłoby się wydawać i obie o tym wiedziały. Ciszę przerwał jej tata. Do kuchni wszedł skupiony na zapinaniu mankietu. Wczoraj jej mama mówiła, że wróci późno do domu, bo w jego pracy zdarzył się nagły wypadek, który uniemożliwił mu normalny powrót. Nie wrócił jednak zbyt późno, skoro najwidoczniej wstał dość wcześnie. Była ciekawa czy mama przekazała mu informacje o jej wizycie.
Jednak on nie zwracając większej uwagi na pomieszczenie obrócił się do blatu i wyciągnął z szafki filiżankę. Kobiety tylko go obserwowały z uśmiechami na twarzy nic nie mówiąc. Widocznie nic wcześniej nie wiedział. Nieświadomy niczego spokojnie robił sobie kawę. W końcu z filiżanką przy ustach obrócił się do stołu i natychmiast się zakrztusił. Kawa kołysała się jeszcze w naczyniu podczas, gdy on zszokowany zastygł w jednej pozycji. A ona? Wstała powoli i wyciągnęła z jego dłoni filiżankę odstawiając ją na stół. Następnie przytuliła się do niego najmocniej jak potrafiła. Po kilku sekundach, gdy pierwszy szok minął odwzajemnił jej uścisk.Gdy odsunęli się od siebie zobaczyła w jego oczach łzy. Wzruszenie ogarnęło także jej mamę. Płakali wszyscy mimo że był piękny poranek. Płakali wszyscy mimo że zapowiadał się idealny dzień. Łzy radości są jednak o tysiąc razy lepsze niż łzy smutku. Nic się nie zmieniło. Jej rodzice nadal ją kochali. Mimo tego jak ich potraktowała, wciąż przyjmowali ją z radością w swoich ramionach. Dlaczego William nie mógł jej tak kochać? Mimo wszystko?
Wybrała się na spacer po to by znów pomyśleć nad tym co robić dalej, ale jej uwagę przyciągnęła stara szkoła.
Widząc z daleka Kadic, potwierdziła swoje wczorajsze domysły. Budynki zostały odnowione i zachęcały do nauki w ich murach. Metalowa brama była teraz otwarta, więc na teren szkoły dostała się bez najmniejszych problemów. Plac świecił pustkami. Przeszło jej przez myśl, że brakuje tylko krzaczastych kulek jak w amerykańskim westernie. Nikogo nie ma tylko wiatr i rośliny. Roześmiała się sama ze swoich myśli i powędrowała w kierunku drzwi. Zamknięte. Odnalazła kolejne. Zamknięte. Postanowiła pójść na tyły budynku. Wychodząc zza rogu zobaczyła starszego mężczyznę żwawo dyskutującego z innym staruszkiem. Nieco przygarbieni z siwiejącymi włosami i licznymi zmarszczkami wydawali się jej znajomi. Jim Morales i Jean-Pierre Delmas. Nie była zaskoczona ich wyglądem. Każdy człowiek się starzeje. Minęło kilka długich lat od kiedy ona opuściła Kadic, a zmiany to naturalna kolej rzeczy.
-Dzień dobry!- rzuciła wesoło podchodząc do mężczyzn. Byli zaskoczeni. W myślach stwierdziła, że ostatnimi czasy szok to jej domena.
-Dzień dobry- odpowiedział jej pan Delmas, a zaraz po nim również i Jim. Wiedziała, że ją poznali. W końcu jej grupa nie była łatwa do zapomnienia. Wyróżniali się swoimi ucieczkami, to pewne, ale oprócz tego brali udział w szkolnych wydarzeniach.
Początkowo rozmawiali o zmianach w szkole, później padło kilka ogólnikowych słów o życiu. Były już dyrektor postanowił się jednak pożegnać i została sama z Jimem. Zdawała sobie sprawę, że to oznacza tylko jedno. Pytania.
-Co Cię tu sprowadza, Yumi?- zapytał patrząc na nią uważnie
-Wspomnienia.- Co miała mu powiedzieć? Przecież nie prawdę. Wstydziła się siebie i swojego życia.
-To bardzo dobry powód. Ja też mam kilka miejsc do których lubię wracać, jak na przykład ogrody na południu Francji, gdzie byłem ogrodnikiem, ale wolałbym o tym nie mówić.-Zaśmiała się w odpowiedzi. Stary dobry Jim wciąż ten sam. Nie spodziewała się jednak, że Jim zdobędzie się na kolejne wyznanie.
-Kiedy byliście jeszcze młodsi i znikaliście całą bandą, Ty, Belpois, Della Robbia, Stones, Stern i później Dunbar, wtedy myślałem, że wasza przyjaźń przetrwa. Naprawdę was lubiłem i szkoda mi was wszystkich. Chociaż wolałbym o tym nie mówić- powiedział powoli, nieco zachrypnięty. Kończąc rozkasłał się i przez kilka minut nie mógł uspokoić. Zastanawiała się czy zrobił to specjalnie czy rzeczywiście jego wiek dawał się we znaki. Próbowała jakoś zareagować, ale pokręcił przecząco głową i ruchem dłoni pokazał jej, że nic nowego go nie spotyka. Lubił ich. Zawsze po cichu tak myślała. Nie przypuszczała jednak, że kiedykolwiek to od niego usłyszy. Ona też go lubiła. Mimo tych wszystkich szlabanów, które ją spotkały dzięki niemu.
-Przepraszam Cię, ale niestety zdarza mi się to coraz częściej- wyjaśnił już mniej kaszląc.
-Nie przepraszaj. Nigdy nie myślałam, że usłyszę od Ciebie takie wyznanie. Mam nadzieje, że jesteś szczery, bo ja też Cię lubię Jim- stwierdziła z uśmiechem i uśmiech dostała.
-Sissi mówiła mi, że już nie trzymacie się razem. Czy miała rację?
-Jim... To nie jest takie proste. Każdy z nas poszedł inną drogą i no tak... Właśnie tak, Sissi miała rację. Właściwie już nie ma naszej grupy- Poczuła, że jest jej przykro. Nie było już Wojowników Lyoko. Czy to była jej wina?
-Posłuchaj Yumi. Jestem już stary i wiele w życiu widziałem. Nie możesz pozwolić na to by to się tak skończyło. Ja pozwoliłem kiedyś odejść ważnym dla mnie osobom, a potem... Potem jest teraz, czyli nic.
-Ja nie mam pojęcia, gdzie oni są- westchnęła zrezygnowana.
-Ale ja mam.




Może Jim ma rację? Zastanawiała się nad tym w drodze powrotnej do domu. Jej nieudany związek z Williamem nie powinien tak wpłynąć na jej życie, nie miała teraz nic, ale może powinna spróbować odzyskać to co było kiedyś. Dostała numer do Milly Solovieff, ale perspektywa dzwonienia do niej nie była zachęcająca. Nigdy nie były przyjaciółkami. Milly była dużo młodsza. Miała jednak kontakt z resztą jej dawnych przyjaciół. Jeden telefon i mogłaby uzyskać informacje, których potrzebowała. Obawiała się jednak tej rozmowy. Milly z pewnością zapyta co u niej słychać. A co jeśli wie o jej kiepskiej sytuacji? Nie miała jednak innego wyboru, bo Jim nikogo więcej jej nie zaoferował. Wszystko się posypało zanim zdążyła wejść do domu. William stał na progu i energicznie pukał do drzwi. Widziała, że jest wściekły. Jak miała mu stawić czoła? Jej rodzice otworzyli, ale nie wpuścili go do środka. Nie zauważył jej jeszcze, ale nie mogła już uciec. To był jej bałagan, a nie rodziców. Nie zasługiwali na furię Williama.
-Przestań, William- powiedziała zimno. W rzeczywistości zabrzmiała niepewnie i strachliwie. Odwrócił się z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Yumi, kochanie, tak bardzo się o ciebie martwiłem! Zniknęłaś tak nagle, bez żadnej wiadomości.-Wiedziała, że po raz kolejny nią manipuluje. Nie martwił się. On nie dbał o nią nigdy.
-To koniec. Nasz związek się skończył.
-Nie wiesz co mówisz. Przecież Cię kocham, rozumiesz. Kocham!- Jego oczy były pełne furii, nie miłości. Nie potrafił sam siebie przekonać, że ją kocha. Teraz widziała, że nie zależy mu na jej szczęściu. On pragnął tylko laleczki, którą może się pochwalić czasami. Miała siedzieć w domu, sprzątać, gotować i zadowalać swojego narzeczonego. Tak miała wyglądać jego sielanka i jej piekło. Nie chciała już tego.
-Nie. Nie kochasz, nie kłam! Na początku byłeś inny!
-Ty też byłaś inna! I co, teraz nagle jest źle? Masz wszystko to, czego zapragniesz!
-Nie mam wolności!- Jej łzy płynęły po policzkach. Słyszała ich cała okolica. Jej rodzice milczeli, ale widziała, że się martwią.
-Skoro jej pragniesz, proszę bardzo! Jeszcze wrócisz do mnie z płaczem!- I to już? On naprawdę odszedł? Nie mogła uwierzyć. Stała zszokowana wpatrując się w jego oddalającą się sylwetkę. William nigdy nie odpuszczał. W domu ich rozmowy kończyły się uderzeniami. Jej rodzice chcieli ją pocieszyć, ale nie mogła teraz z nimi być. Potrzebowała samotności.






Zdołała opanować łzy w swoim pokoju, ale wciąż nie rozumiała, co kryło się za zachowaniem Williama. Krótka kłótnia i to wszystko? Może jej nieudane życie, było jej winą? Może on nie miał takiej władzy, jaką ona widziała? Uciekając z mieszkania, nie marzyła nawet o takim rozstaniu. Nie śmiała pomyśleć, że tak łatwo odpuści. A jednak. Odszedł.
Po kilku godzinach zdecydowała, że musi zrobić kolejny krok. Milly była zaskoczona słysząc jej głos po odebraniu telefonu. Nie wiedziała jakim cudem od razu ją poznała, ale zrobiła to. Rozmowa z Milly przebiegała dokładnie tak, jak sobie ją wyobrażała. Musiała odpowiedzieć na wszystkie niewygodne pytania, ale w końcu dostała to czego oczekiwała, a przynajmniej pośrednio, to, co chciała. Umówiły się na spotkanie.

Rozdział 1

Lato. Sierpień. Poniedziałek. Godzina 18:20.

Miejski autobus mijał kolejne uliczki, ale ona tego nie zauważała. Nie wiedziała dokąd, chce jechać, ale musiała uciec. W myślach wciąż analizowała wydarzenia z ostatnich miesięcy. Jej szczęśliwy związek nie był już szczęśliwy. I doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Coś się zmieniło, a ona nie była pewna co. Z dnia na dzień miłość stawała się przyzwyczajeniem, a obecność Williama wydawała się być czymś, czego już nie chce w swoim życiu.
W ciągu ostatniego roku coraz częściej zaczęła wracać do wspomnień związanych ze swoją szkołą i tamtym czasem. Musiała stawić czoła wielu przeciwnościom, ale dała radę. Była na tyle silna, by sobie poradzić, a to przypominało jej teraz, że kiedyś była wolna. Łapała się nawet na tym, że chętnie wróciłaby do Kadic. Wtedy wszystko było prostsze. Z drugiej strony nie chciała ponownie wracać do dnia, kiedy pierwszy raz go spotkała. Wydawało się jej, że ją kocha. Szkoda tylko, że zaprzeczył temu, gdy się do niego wprowadziła. Jakie znaczenie mają puste słowa? Przez niego straciła jakikolwiek kontakt z tymi, którzy byli tacy ważni dla niej.
Aelita. Różowe włosy. Różowe ubranie. Barbie girl? Nie, ukochana przyjaciółka. Bez rodziców musiała być dzielna dwa razy bardziej niż ktokolwiek z ich grupy. Z grupy Wojowników Lyoko.
Jeremie. Einstein. Zrobiłby wszystko dla swojego Anioła. Uratował jej życie. Zapewne zarówno on i ona muszą być udaną parą. Nie wyobrażała sobie Aelity i Jeremiego osobno.
Odd. Szkolny casanova. Najlepszy przyjaciel. To on doradzał jej inne wybory. Gdyby tylko w którymś go posłuchała! Nie miała pojęcia z kim on byłby szczęśliwy, ale z pewnością uczennice Kadic nie wchodziły w grę.
Ulrich. Wielki znak zapytania zawsze towarzyszył jej, gdy go charakteryzowała. Pamiętała jego ponury nastrój, ale wiedziła, że zawsze starał się pomóc, a zwłaszcza jej. Podobno był w niej zakochany. Gdyby posłuchała Odda, to może znałaby prawdę. Zdawała sobie sprawę, że przyjaźń jaką mu zaproponowała była dla niego decyzją niezrozumiałą. Sama się sobie dziwiła, ale wolała nie niszczyć więzi, jaka ich łączyła. Byli najlepszymi przyjaciółmi i tak powinno pozostać.
William. Buntownik? Obrońca? Pokazał jak bardzo chce ją chronić. Dlatego teraz od niego uciekła.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Nie miała się gdzie podziać. Na hotel nie miała wystarczająco dużo pieniędzy. Postanowiła wysiąść jak najszybciej, by nie oddalić się od miasta.W szybie odjeżdżającego pojazdu zobaczyła swoją prawdziwe oblicze. Zapłakana z podpuchniętymi oczami i zaróżowionymi policzkami. Włosy sterczące we wszystkie strony i pomięte ubranie. Przerażona próbowała skupić uwagę na czymś innym niż swój widok, ale nie mogła pozbyć się swojego podłego wyglądu. Ludzie czekający na inny autobus z zaciekawianiem się jej przyglądali. Rzadko widywali kobiety z centrum w tak strasznym stanie. Oczywiście mogli zaszufladkować ją do zupełnie innej strefy miasta, ale drogie ubranie i gracja sugerowały jedno. Gracja. Gdyby to od nich usłyszała prychnęłaby i pokręciła z litością głową. Chcąc uciec spojrzeniom ruszyła w lewą stronę. Kółeczka jej małej walizki stukały o wybrukowany chodnik przypominając o jej fatalnym położeniu. Kolejny raz przez jej głowę przemknęła myśl o nocy na ulicy. Powoli żałość i smutek zastępował strach. Prześlizgiwała wzrokiem po niewielkich szyldach. Informowano o usługach stolarskich, samochodowych, ślusarskich. Ktoś chciał sprzedać samochód. Kogoś szukano. Wkrótce wmaszerowała na osiedle, a za nim w park. Zmęczona usiadła na ławeczce i znów dała ujście swoim emocjom. Podciągnęła kolana pod brodę i kompletnie ignorując swój wiek i etykietę cicho szlochała. Tym razem nikt nie zwrócił na nią uwagi. Pozwoliła sobie na chwilę słabości i płacz, ale musiała zebrać się w sobie, by iść dalej. Nie mogła dłużej zostać na ławeczce.
Odchyliła głowę do tyłu i wpatrywała się w korony drzew przysłaniające niebo. Przeklęła w myślach zbliżający się zachód słońca. Szybkim ruchem wstała i złapała walizkę. Wróciła znów na osiedle tym razem natykając się na rodzinę z dzieckiem. Zacisnęła wargi zbliżając się do nieznajomych. Z niewiadomych względów dziewczynka idąca kawałek przed swoimi rodzicami wydała się jej podobna do kogoś. Wstrzymała oddech pewna, że rozpozna starych przyjaciół. Odetchnęła z ulgą upewniając się, że nie ma racji. Skinęła tylko głową mijając parę i postanowiła wrócić na przystanek. Dokąd tym razem miała jechać? Nie miała pojęcia.
Oparła głowę o jedną ze ścian wiaty przystankowej i podjęła stanowczą decyzję. Musiała się dostać tam gdzie na pewno jej nie wyrzucą. Było tylko jedno miejsce, gdzie znalazłaby ukojenie. Dom jej rodziców.
Nie była pewna jak zareagują na jej widok. Nie odwiedzała ich przez kilka lat. Właściwie nie wiedziała ich od kłótni z Williamem, która była na początku ich związku. William nienawidził jej rodziców za to, że potępiali jego sposób na życie. Kiedy wszyscy byli w szkole było prościej, a później różnice stały się widoczniejsze i to spowodowało spięcie. Od tamtej pory William nie pojawił się w domu państwa Ishiyama. Zadbał też by Yumi nie miała takiej możliwości. Choć tęskniła za Hiorkim, za mamą i tatą, nie miała odwagi złamać zakazu Williama. Straciła swoją niezależność. Jednak dzisiaj musiała ją odzyskać.
Ciepły letni deszcz moczył jej ubranie. Nie zwracała na to uwagi. Przecież i tak było całe pomięte. Podrażniona skóra wokół oczu stała się mniej uciążliwa dzięki przyjemnym muśnięciom wody. Czuła jak jej twarz uwolniona z warstwy kosmetyków zaczyna oddychać i się regenerować. Uśmiechnęła się zdając sobie sprawę, że opuszczenie autobusu na wcześniejszym przystanku było dobrym posunięciem. Z każdym krokiem przypominała sobie coś nowego. Coś co kiedyś przeżyła i coś co zostało przez jej pamięć przykryte nieistniejącym kurzem. Przystanęła opierając czoło i ręce o metalową bramę prowadzącą na teren Kadic. O tej porze była zamknięta. Wakacje. Nie wszyscy jednak opuścili szkolne mury. Paliło się światło w jednym oknie. Jeden żółty kwadracik osadzony w czarnej przestrzeni. Jim. Zapewne teraz już starszy pan z siwymi włosami i zmarszczkami. Nauczyciel WF, który woli o niczym nie mówić. W mroku dostrzegła dalszy zarys szkoły i internatu. Nawet w ciemnościach i deszczu budynki wyglądały na nowoczesne ośrodki. Z pewnością odnowiono je wciągu ostatnich lat, tak by pasowały do wymagań dzisiejszych rodziców i uczniów. Lekko odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Deszcz padał centralnie na jej twarz. Podjęła decyzje. Przyjdzie tu jutro. Kilka razy pokręciła głową w prawo i w lewo by pozbyć się nadmiaru wody. Chwyciła walizkę i ruszyła chodnikiem prosto przed siebie. Zaczęła się denerwować i zastanawiać nad odwrotem. Ostatecznie mogła wrócić do Kadic. Nie pozwoliła sobie jednak na zmianę planów. Odliczała w myślach znajome domy. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Zero. Panicznie zaczęła się trząść stojąc tuż przed swoim domem rodzinnym. Podobnie jak w Kadic tylko jedno okno błyszczało żółtym światłem na tle całego domu. Zacisnęła zęby i drżącą ręką nacisnęła klamkę w bramce. Policzyła do 10 i jeszcze bardziej zdenerwowana zapukała w drzwi. Czekała kilka sekund, ale widocznie jej nie usłyszano. Nieco mocniej ponownie zapukała. Usłyszała szczęk zamka i po chwili stała przed nią jej własna mama. Jej zmęczona twarz wyrażała zdziwienie. Spodziewała się tego. Nie widziały się parę dobrych lat. Miała prawo.
-Mamo..- zaczęła, ale jej głos natychmiastowo się załamał i ponownie popłynęły łzy. Nie mogła poradzić sobie z napięciem i nerwami.
- Chodź. Czekałam na Ciebie- Posłuchała jej i weszła za nią do malutkiego korytarza. Nie oczekiwała takiej reakcji od swojej mamy. Nie po tym co zrobiła. A jednak. Poczuła, że nic się nie zmieniło. Ten dom wciąż był jej ukochaną starą ostoją. Najlepszą.
-Mamo... przepraszam- wyjąkała cicho. Zdenerwowanie powoli z niej uchodziło.- Kocham Cię-dodała, a w zamian dostała mocny uścisk i cichy szept- Ja Ciebie też córeczko. Nawet nie wiesz jak mi Cię brakowało-Stały przytulone do siebie przez kilkanaście minut. Cieszyły się sobą nawzajem. Wypuszczając się z objęć zaśmiały się z radością. W końcu udało się im odnaleźć w całym bałaganie, który mimo to wciąż pozostawał nieposprzątany.
Chwilę później zostawiła walizkę na środku niewielkiego pokoju i okręciła się wokół własnej osi. Nic się tam nie zmieniło od czasu jej ostatniej wizyty. Cztery lata.
Na stoliku wciąż stało zdjęcie jej przyjaciół. Wojownicy. Uśmiechnęła się przypominając sobie tamtą chwilę. Wtedy jeszcze nie było Williama. Wszyscy byli inni. Ona była inna. Zdjęcie przywołało sylwetkę jej narzeczonego. Wysoki. Z rozbudowanymi ramionami, ale szczupłą sylwetką. Mało umięśniony, ale wystarczająco by mogła kochać jego ciało. Próbowała wyrzucić go z głowy, ale nie dała rady. Po raz kolejny dotarły do niej wizje przeszłości. Jego wieczorna obojętność kontrastująca z porannymi słodkimi obietnicami i zapewnieniami. Klękła na podłodze przy walizce i zaczęła szukać wygodnych ubrań. Próbowała skupić na nich całą swoją uwagę. Nie udało się jej, bo zobaczyła pewną szarą koszulkę. Jego szarą koszulkę. Musiała zabrać ją, gdy szybko się pakowała. Podniosła ją z kupki rzeczy i przytknęła do nosa. Pachniała jego perfumami. Orientując się co robi wyrzuciła szybko ubranie na materac stojący po jej prawej stronie. Zamknęła oczy i schowała twarz w dłoniach. Co On z nią zrobił?! Chciała się od niego uwolnić, a jednocześnie tak wiele rzeczy było z nim związanych.
Wyciągnęła przypadkowe ubrania i zrzuciła te zmoczone. Jej spódnica wylądowała na oparciu krzesła, a bluzka na grzejniku. Wiedziała, że był zimny, ale nie miała innego miejsca. Patrząc na widok za szybą postanowiła otworzyć w nocy okno. On tego nie lubił. Otwierała okna tylko wtedy, gdy nie było go w domu.
Szybko skierowała się do salonu. Jej mama już na nią czekała. Postanowiła zacząć rozmowę od najprostszej rzeczy.
-Nie zmieniłaś nic w moim pokoju. -Uśmiechnęła się. Obecność jej mamy była dla niej czymś wyjątkowym. Żałowała każdej okazji, którą mogłaby razem z nią spędzić. Jako córka zawiodła.
-Wiedziałam, że w końcu przyjdziesz.- Usłyszała w odpowiedzi.-Ale, on będzie Cię szukał, wiesz? Tutaj też.
-Wiem- westchnęła, a jej uśmiech gdzieś zniknął.
-Masz jakiś plan?
-Nie- Przeniosła wzrok na zdjęcie stojące na komodzie. Była na nim ona sama, tylko w młodszej wersji. Krótkie czarne włosy. Czarny strój. To co było kiedyś jej znakami szczególnymi. Przejrzała się w szybce i dokonała krótkiego porównania. Jak bardzo się zmieniła? Krótkie włosy nie zmieniły koloru, ale długość i ułożenie. Jej naturalnie proste pasma włosów każdego ranka musiały stawać się lokami. Nie pamiętała już jak to jest mieć proste włosy. To co William pokochał stało się codzienną rutyną. Zmienił jej wygląd i jej charakter. A ona mu na to pozwoliła.
Czarne ubrania zamieniła na kolorowe. Na co dzień wyglądała na prawdziwą panią z centrum. Rzadko wychodziła na miasto. To on załatwiał większość spraw, ale zdarzało się, że zabierał ją na kolacje czy spotkania, po to by utrwalić swój wizerunek. W końcu był zakochanym i szarmanckim biznesmenem. Czyż nie? Wtedy musiała wyglądać pięknie. I wyglądała, ale musiał nastąpić koniec udawania. Tamtego wieczora zdała sobie sprawę, że pierwszy krok już zrobiła. Musiała zrobić drugi.
-Nie mam skończonych studiów ani pracy. Została mi walizka z najpotrzebniejszymi ciuchami i kilkoma dokumentami. Jak mogę mieć jakiś plan?- zapytała gorzko.
-Pogubiłaś się w życiu-Przyznała w duchu rację swojej mamie-Przez niego.
Niestety nie mogła na to nic już poradzić. Nastała chwila ciszy, którą przerwała z czystej ciekawości.
-Mamo? Opowiedz mi o was. Co u Hirokiego? U taty?- zapytała układając się wygodnie na fotelu. W odpowiedzi usłyszała kilkanaście historii z ostatniego czasu. Tych błahych i tych ważnych.
Spostrzegając godzinę w końcu jednak obie z mamą postanowiły iść spać. Przytłoczone wrażeniami dnia były zmęczone. Ona jednak chciała zrealizować jeszcze jeden punkt tamtego dnia. Udała się do kuchni, gdzie w jednej z szuflad miała nadzieję znaleźć nożyczki. I znalazła. Zamknęła się w łazience i przeczesała dłońmi suche już włosy. Były trochę zniszczone od ciągłego kręcenia, ale wciąż prezentowały się dobrze. Zaczęła ciąć ich pasma. Równo w północ uznała, że wystarczy. Nie zamierzała być łysa, a jedynie krótko obcięta. Ostatni raz przejrzała się lustrze uśmiechając się do swojego odbicia. Nieco niechlujnie obcięte włosy robiły z niej teraz zupełnie inną osobę. Otworzyła okno na oścież w swoim pokoju i zachłysnęła się powietrzem. Wdychała kilka minut wieczorną rześkość. Deszcz przestał padać, za to pojawił się księżyc. Noc była piękna. Nie zadając sobie trudu by się przebrać położyła się na materacu. Nie musiała czekać na Williama, który jeszcze nie wrócił. Nie musiała się przejmować, że będzie niezadowolony. Na razie była bezpieczna i spokojna.