niedziela, 18 sierpnia 2019

Rozdział 2

Lato. Sierpień. Wtorek. Godzina 9:08.

Zaraz po przebudzeniu poczuła, że to był jej najspokojniejszy sen od kilku lat. Uśmiechnęła się widząc słońce. Znów cieszyły ją małe rzeczy, Biorąc prysznic, nuciła pod nosem jedną z wyliczanek, którą powtarzała za swoją babcią w dzieciństwie.
On miał w końcu zacząć poszukiwania. Miała nadzieje, że zrobi to gdy miną dopiero dwa lub nawet trzy dni jej nieobecności. Pojawiając się w kuchni ponownie wprawiła swoją mamę w zaskoczenie.
-Coś ty zrobiła z tymi włosami?!- krzyknęła zaskoczona przypatrując się nowej fryzurze córki.
-Obcięłam je. William za nimi przepadał.... A ja niestety nie- odpowiedziała pewnie i zacisnęła usta w wąską linię. Usiadły przy stole i pijąc zieloną herbatę zagłębiły się w własnych myślach. Jej słowa miały większe znaczenie niż mogłoby się wydawać i obie o tym wiedziały. Ciszę przerwał jej tata. Do kuchni wszedł skupiony na zapinaniu mankietu. Wczoraj jej mama mówiła, że wróci późno do domu, bo w jego pracy zdarzył się nagły wypadek, który uniemożliwił mu normalny powrót. Nie wrócił jednak zbyt późno, skoro najwidoczniej wstał dość wcześnie. Była ciekawa czy mama przekazała mu informacje o jej wizycie.
Jednak on nie zwracając większej uwagi na pomieszczenie obrócił się do blatu i wyciągnął z szafki filiżankę. Kobiety tylko go obserwowały z uśmiechami na twarzy nic nie mówiąc. Widocznie nic wcześniej nie wiedział. Nieświadomy niczego spokojnie robił sobie kawę. W końcu z filiżanką przy ustach obrócił się do stołu i natychmiast się zakrztusił. Kawa kołysała się jeszcze w naczyniu podczas, gdy on zszokowany zastygł w jednej pozycji. A ona? Wstała powoli i wyciągnęła z jego dłoni filiżankę odstawiając ją na stół. Następnie przytuliła się do niego najmocniej jak potrafiła. Po kilku sekundach, gdy pierwszy szok minął odwzajemnił jej uścisk.Gdy odsunęli się od siebie zobaczyła w jego oczach łzy. Wzruszenie ogarnęło także jej mamę. Płakali wszyscy mimo że był piękny poranek. Płakali wszyscy mimo że zapowiadał się idealny dzień. Łzy radości są jednak o tysiąc razy lepsze niż łzy smutku. Nic się nie zmieniło. Jej rodzice nadal ją kochali. Mimo tego jak ich potraktowała, wciąż przyjmowali ją z radością w swoich ramionach. Dlaczego William nie mógł jej tak kochać? Mimo wszystko?
Wybrała się na spacer po to by znów pomyśleć nad tym co robić dalej, ale jej uwagę przyciągnęła stara szkoła.
Widząc z daleka Kadic, potwierdziła swoje wczorajsze domysły. Budynki zostały odnowione i zachęcały do nauki w ich murach. Metalowa brama była teraz otwarta, więc na teren szkoły dostała się bez najmniejszych problemów. Plac świecił pustkami. Przeszło jej przez myśl, że brakuje tylko krzaczastych kulek jak w amerykańskim westernie. Nikogo nie ma tylko wiatr i rośliny. Roześmiała się sama ze swoich myśli i powędrowała w kierunku drzwi. Zamknięte. Odnalazła kolejne. Zamknięte. Postanowiła pójść na tyły budynku. Wychodząc zza rogu zobaczyła starszego mężczyznę żwawo dyskutującego z innym staruszkiem. Nieco przygarbieni z siwiejącymi włosami i licznymi zmarszczkami wydawali się jej znajomi. Jim Morales i Jean-Pierre Delmas. Nie była zaskoczona ich wyglądem. Każdy człowiek się starzeje. Minęło kilka długich lat od kiedy ona opuściła Kadic, a zmiany to naturalna kolej rzeczy.
-Dzień dobry!- rzuciła wesoło podchodząc do mężczyzn. Byli zaskoczeni. W myślach stwierdziła, że ostatnimi czasy szok to jej domena.
-Dzień dobry- odpowiedział jej pan Delmas, a zaraz po nim również i Jim. Wiedziała, że ją poznali. W końcu jej grupa nie była łatwa do zapomnienia. Wyróżniali się swoimi ucieczkami, to pewne, ale oprócz tego brali udział w szkolnych wydarzeniach.
Początkowo rozmawiali o zmianach w szkole, później padło kilka ogólnikowych słów o życiu. Były już dyrektor postanowił się jednak pożegnać i została sama z Jimem. Zdawała sobie sprawę, że to oznacza tylko jedno. Pytania.
-Co Cię tu sprowadza, Yumi?- zapytał patrząc na nią uważnie
-Wspomnienia.- Co miała mu powiedzieć? Przecież nie prawdę. Wstydziła się siebie i swojego życia.
-To bardzo dobry powód. Ja też mam kilka miejsc do których lubię wracać, jak na przykład ogrody na południu Francji, gdzie byłem ogrodnikiem, ale wolałbym o tym nie mówić.-Zaśmiała się w odpowiedzi. Stary dobry Jim wciąż ten sam. Nie spodziewała się jednak, że Jim zdobędzie się na kolejne wyznanie.
-Kiedy byliście jeszcze młodsi i znikaliście całą bandą, Ty, Belpois, Della Robbia, Stones, Stern i później Dunbar, wtedy myślałem, że wasza przyjaźń przetrwa. Naprawdę was lubiłem i szkoda mi was wszystkich. Chociaż wolałbym o tym nie mówić- powiedział powoli, nieco zachrypnięty. Kończąc rozkasłał się i przez kilka minut nie mógł uspokoić. Zastanawiała się czy zrobił to specjalnie czy rzeczywiście jego wiek dawał się we znaki. Próbowała jakoś zareagować, ale pokręcił przecząco głową i ruchem dłoni pokazał jej, że nic nowego go nie spotyka. Lubił ich. Zawsze po cichu tak myślała. Nie przypuszczała jednak, że kiedykolwiek to od niego usłyszy. Ona też go lubiła. Mimo tych wszystkich szlabanów, które ją spotkały dzięki niemu.
-Przepraszam Cię, ale niestety zdarza mi się to coraz częściej- wyjaśnił już mniej kaszląc.
-Nie przepraszaj. Nigdy nie myślałam, że usłyszę od Ciebie takie wyznanie. Mam nadzieje, że jesteś szczery, bo ja też Cię lubię Jim- stwierdziła z uśmiechem i uśmiech dostała.
-Sissi mówiła mi, że już nie trzymacie się razem. Czy miała rację?
-Jim... To nie jest takie proste. Każdy z nas poszedł inną drogą i no tak... Właśnie tak, Sissi miała rację. Właściwie już nie ma naszej grupy- Poczuła, że jest jej przykro. Nie było już Wojowników Lyoko. Czy to była jej wina?
-Posłuchaj Yumi. Jestem już stary i wiele w życiu widziałem. Nie możesz pozwolić na to by to się tak skończyło. Ja pozwoliłem kiedyś odejść ważnym dla mnie osobom, a potem... Potem jest teraz, czyli nic.
-Ja nie mam pojęcia, gdzie oni są- westchnęła zrezygnowana.
-Ale ja mam.




Może Jim ma rację? Zastanawiała się nad tym w drodze powrotnej do domu. Jej nieudany związek z Williamem nie powinien tak wpłynąć na jej życie, nie miała teraz nic, ale może powinna spróbować odzyskać to co było kiedyś. Dostała numer do Milly Solovieff, ale perspektywa dzwonienia do niej nie była zachęcająca. Nigdy nie były przyjaciółkami. Milly była dużo młodsza. Miała jednak kontakt z resztą jej dawnych przyjaciół. Jeden telefon i mogłaby uzyskać informacje, których potrzebowała. Obawiała się jednak tej rozmowy. Milly z pewnością zapyta co u niej słychać. A co jeśli wie o jej kiepskiej sytuacji? Nie miała jednak innego wyboru, bo Jim nikogo więcej jej nie zaoferował. Wszystko się posypało zanim zdążyła wejść do domu. William stał na progu i energicznie pukał do drzwi. Widziała, że jest wściekły. Jak miała mu stawić czoła? Jej rodzice otworzyli, ale nie wpuścili go do środka. Nie zauważył jej jeszcze, ale nie mogła już uciec. To był jej bałagan, a nie rodziców. Nie zasługiwali na furię Williama.
-Przestań, William- powiedziała zimno. W rzeczywistości zabrzmiała niepewnie i strachliwie. Odwrócił się z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Yumi, kochanie, tak bardzo się o ciebie martwiłem! Zniknęłaś tak nagle, bez żadnej wiadomości.-Wiedziała, że po raz kolejny nią manipuluje. Nie martwił się. On nie dbał o nią nigdy.
-To koniec. Nasz związek się skończył.
-Nie wiesz co mówisz. Przecież Cię kocham, rozumiesz. Kocham!- Jego oczy były pełne furii, nie miłości. Nie potrafił sam siebie przekonać, że ją kocha. Teraz widziała, że nie zależy mu na jej szczęściu. On pragnął tylko laleczki, którą może się pochwalić czasami. Miała siedzieć w domu, sprzątać, gotować i zadowalać swojego narzeczonego. Tak miała wyglądać jego sielanka i jej piekło. Nie chciała już tego.
-Nie. Nie kochasz, nie kłam! Na początku byłeś inny!
-Ty też byłaś inna! I co, teraz nagle jest źle? Masz wszystko to, czego zapragniesz!
-Nie mam wolności!- Jej łzy płynęły po policzkach. Słyszała ich cała okolica. Jej rodzice milczeli, ale widziała, że się martwią.
-Skoro jej pragniesz, proszę bardzo! Jeszcze wrócisz do mnie z płaczem!- I to już? On naprawdę odszedł? Nie mogła uwierzyć. Stała zszokowana wpatrując się w jego oddalającą się sylwetkę. William nigdy nie odpuszczał. W domu ich rozmowy kończyły się uderzeniami. Jej rodzice chcieli ją pocieszyć, ale nie mogła teraz z nimi być. Potrzebowała samotności.






Zdołała opanować łzy w swoim pokoju, ale wciąż nie rozumiała, co kryło się za zachowaniem Williama. Krótka kłótnia i to wszystko? Może jej nieudane życie, było jej winą? Może on nie miał takiej władzy, jaką ona widziała? Uciekając z mieszkania, nie marzyła nawet o takim rozstaniu. Nie śmiała pomyśleć, że tak łatwo odpuści. A jednak. Odszedł.
Po kilku godzinach zdecydowała, że musi zrobić kolejny krok. Milly była zaskoczona słysząc jej głos po odebraniu telefonu. Nie wiedziała jakim cudem od razu ją poznała, ale zrobiła to. Rozmowa z Milly przebiegała dokładnie tak, jak sobie ją wyobrażała. Musiała odpowiedzieć na wszystkie niewygodne pytania, ale w końcu dostała to czego oczekiwała, a przynajmniej pośrednio, to, co chciała. Umówiły się na spotkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując motywujesz mnie do dalszej pracy. Nawet anonimowo wyraź swoją opinię! :)