niedziela, 18 sierpnia 2019

Rozdział 1

Lato. Sierpień. Poniedziałek. Godzina 18:20.

Miejski autobus mijał kolejne uliczki, ale ona tego nie zauważała. Nie wiedziała dokąd, chce jechać, ale musiała uciec. W myślach wciąż analizowała wydarzenia z ostatnich miesięcy. Jej szczęśliwy związek nie był już szczęśliwy. I doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Coś się zmieniło, a ona nie była pewna co. Z dnia na dzień miłość stawała się przyzwyczajeniem, a obecność Williama wydawała się być czymś, czego już nie chce w swoim życiu.
W ciągu ostatniego roku coraz częściej zaczęła wracać do wspomnień związanych ze swoją szkołą i tamtym czasem. Musiała stawić czoła wielu przeciwnościom, ale dała radę. Była na tyle silna, by sobie poradzić, a to przypominało jej teraz, że kiedyś była wolna. Łapała się nawet na tym, że chętnie wróciłaby do Kadic. Wtedy wszystko było prostsze. Z drugiej strony nie chciała ponownie wracać do dnia, kiedy pierwszy raz go spotkała. Wydawało się jej, że ją kocha. Szkoda tylko, że zaprzeczył temu, gdy się do niego wprowadziła. Jakie znaczenie mają puste słowa? Przez niego straciła jakikolwiek kontakt z tymi, którzy byli tacy ważni dla niej.
Aelita. Różowe włosy. Różowe ubranie. Barbie girl? Nie, ukochana przyjaciółka. Bez rodziców musiała być dzielna dwa razy bardziej niż ktokolwiek z ich grupy. Z grupy Wojowników Lyoko.
Jeremie. Einstein. Zrobiłby wszystko dla swojego Anioła. Uratował jej życie. Zapewne zarówno on i ona muszą być udaną parą. Nie wyobrażała sobie Aelity i Jeremiego osobno.
Odd. Szkolny casanova. Najlepszy przyjaciel. To on doradzał jej inne wybory. Gdyby tylko w którymś go posłuchała! Nie miała pojęcia z kim on byłby szczęśliwy, ale z pewnością uczennice Kadic nie wchodziły w grę.
Ulrich. Wielki znak zapytania zawsze towarzyszył jej, gdy go charakteryzowała. Pamiętała jego ponury nastrój, ale wiedziła, że zawsze starał się pomóc, a zwłaszcza jej. Podobno był w niej zakochany. Gdyby posłuchała Odda, to może znałaby prawdę. Zdawała sobie sprawę, że przyjaźń jaką mu zaproponowała była dla niego decyzją niezrozumiałą. Sama się sobie dziwiła, ale wolała nie niszczyć więzi, jaka ich łączyła. Byli najlepszymi przyjaciółmi i tak powinno pozostać.
William. Buntownik? Obrońca? Pokazał jak bardzo chce ją chronić. Dlatego teraz od niego uciekła.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Nie miała się gdzie podziać. Na hotel nie miała wystarczająco dużo pieniędzy. Postanowiła wysiąść jak najszybciej, by nie oddalić się od miasta.W szybie odjeżdżającego pojazdu zobaczyła swoją prawdziwe oblicze. Zapłakana z podpuchniętymi oczami i zaróżowionymi policzkami. Włosy sterczące we wszystkie strony i pomięte ubranie. Przerażona próbowała skupić uwagę na czymś innym niż swój widok, ale nie mogła pozbyć się swojego podłego wyglądu. Ludzie czekający na inny autobus z zaciekawianiem się jej przyglądali. Rzadko widywali kobiety z centrum w tak strasznym stanie. Oczywiście mogli zaszufladkować ją do zupełnie innej strefy miasta, ale drogie ubranie i gracja sugerowały jedno. Gracja. Gdyby to od nich usłyszała prychnęłaby i pokręciła z litością głową. Chcąc uciec spojrzeniom ruszyła w lewą stronę. Kółeczka jej małej walizki stukały o wybrukowany chodnik przypominając o jej fatalnym położeniu. Kolejny raz przez jej głowę przemknęła myśl o nocy na ulicy. Powoli żałość i smutek zastępował strach. Prześlizgiwała wzrokiem po niewielkich szyldach. Informowano o usługach stolarskich, samochodowych, ślusarskich. Ktoś chciał sprzedać samochód. Kogoś szukano. Wkrótce wmaszerowała na osiedle, a za nim w park. Zmęczona usiadła na ławeczce i znów dała ujście swoim emocjom. Podciągnęła kolana pod brodę i kompletnie ignorując swój wiek i etykietę cicho szlochała. Tym razem nikt nie zwrócił na nią uwagi. Pozwoliła sobie na chwilę słabości i płacz, ale musiała zebrać się w sobie, by iść dalej. Nie mogła dłużej zostać na ławeczce.
Odchyliła głowę do tyłu i wpatrywała się w korony drzew przysłaniające niebo. Przeklęła w myślach zbliżający się zachód słońca. Szybkim ruchem wstała i złapała walizkę. Wróciła znów na osiedle tym razem natykając się na rodzinę z dzieckiem. Zacisnęła wargi zbliżając się do nieznajomych. Z niewiadomych względów dziewczynka idąca kawałek przed swoimi rodzicami wydała się jej podobna do kogoś. Wstrzymała oddech pewna, że rozpozna starych przyjaciół. Odetchnęła z ulgą upewniając się, że nie ma racji. Skinęła tylko głową mijając parę i postanowiła wrócić na przystanek. Dokąd tym razem miała jechać? Nie miała pojęcia.
Oparła głowę o jedną ze ścian wiaty przystankowej i podjęła stanowczą decyzję. Musiała się dostać tam gdzie na pewno jej nie wyrzucą. Było tylko jedno miejsce, gdzie znalazłaby ukojenie. Dom jej rodziców.
Nie była pewna jak zareagują na jej widok. Nie odwiedzała ich przez kilka lat. Właściwie nie wiedziała ich od kłótni z Williamem, która była na początku ich związku. William nienawidził jej rodziców za to, że potępiali jego sposób na życie. Kiedy wszyscy byli w szkole było prościej, a później różnice stały się widoczniejsze i to spowodowało spięcie. Od tamtej pory William nie pojawił się w domu państwa Ishiyama. Zadbał też by Yumi nie miała takiej możliwości. Choć tęskniła za Hiorkim, za mamą i tatą, nie miała odwagi złamać zakazu Williama. Straciła swoją niezależność. Jednak dzisiaj musiała ją odzyskać.
Ciepły letni deszcz moczył jej ubranie. Nie zwracała na to uwagi. Przecież i tak było całe pomięte. Podrażniona skóra wokół oczu stała się mniej uciążliwa dzięki przyjemnym muśnięciom wody. Czuła jak jej twarz uwolniona z warstwy kosmetyków zaczyna oddychać i się regenerować. Uśmiechnęła się zdając sobie sprawę, że opuszczenie autobusu na wcześniejszym przystanku było dobrym posunięciem. Z każdym krokiem przypominała sobie coś nowego. Coś co kiedyś przeżyła i coś co zostało przez jej pamięć przykryte nieistniejącym kurzem. Przystanęła opierając czoło i ręce o metalową bramę prowadzącą na teren Kadic. O tej porze była zamknięta. Wakacje. Nie wszyscy jednak opuścili szkolne mury. Paliło się światło w jednym oknie. Jeden żółty kwadracik osadzony w czarnej przestrzeni. Jim. Zapewne teraz już starszy pan z siwymi włosami i zmarszczkami. Nauczyciel WF, który woli o niczym nie mówić. W mroku dostrzegła dalszy zarys szkoły i internatu. Nawet w ciemnościach i deszczu budynki wyglądały na nowoczesne ośrodki. Z pewnością odnowiono je wciągu ostatnich lat, tak by pasowały do wymagań dzisiejszych rodziców i uczniów. Lekko odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Deszcz padał centralnie na jej twarz. Podjęła decyzje. Przyjdzie tu jutro. Kilka razy pokręciła głową w prawo i w lewo by pozbyć się nadmiaru wody. Chwyciła walizkę i ruszyła chodnikiem prosto przed siebie. Zaczęła się denerwować i zastanawiać nad odwrotem. Ostatecznie mogła wrócić do Kadic. Nie pozwoliła sobie jednak na zmianę planów. Odliczała w myślach znajome domy. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Zero. Panicznie zaczęła się trząść stojąc tuż przed swoim domem rodzinnym. Podobnie jak w Kadic tylko jedno okno błyszczało żółtym światłem na tle całego domu. Zacisnęła zęby i drżącą ręką nacisnęła klamkę w bramce. Policzyła do 10 i jeszcze bardziej zdenerwowana zapukała w drzwi. Czekała kilka sekund, ale widocznie jej nie usłyszano. Nieco mocniej ponownie zapukała. Usłyszała szczęk zamka i po chwili stała przed nią jej własna mama. Jej zmęczona twarz wyrażała zdziwienie. Spodziewała się tego. Nie widziały się parę dobrych lat. Miała prawo.
-Mamo..- zaczęła, ale jej głos natychmiastowo się załamał i ponownie popłynęły łzy. Nie mogła poradzić sobie z napięciem i nerwami.
- Chodź. Czekałam na Ciebie- Posłuchała jej i weszła za nią do malutkiego korytarza. Nie oczekiwała takiej reakcji od swojej mamy. Nie po tym co zrobiła. A jednak. Poczuła, że nic się nie zmieniło. Ten dom wciąż był jej ukochaną starą ostoją. Najlepszą.
-Mamo... przepraszam- wyjąkała cicho. Zdenerwowanie powoli z niej uchodziło.- Kocham Cię-dodała, a w zamian dostała mocny uścisk i cichy szept- Ja Ciebie też córeczko. Nawet nie wiesz jak mi Cię brakowało-Stały przytulone do siebie przez kilkanaście minut. Cieszyły się sobą nawzajem. Wypuszczając się z objęć zaśmiały się z radością. W końcu udało się im odnaleźć w całym bałaganie, który mimo to wciąż pozostawał nieposprzątany.
Chwilę później zostawiła walizkę na środku niewielkiego pokoju i okręciła się wokół własnej osi. Nic się tam nie zmieniło od czasu jej ostatniej wizyty. Cztery lata.
Na stoliku wciąż stało zdjęcie jej przyjaciół. Wojownicy. Uśmiechnęła się przypominając sobie tamtą chwilę. Wtedy jeszcze nie było Williama. Wszyscy byli inni. Ona była inna. Zdjęcie przywołało sylwetkę jej narzeczonego. Wysoki. Z rozbudowanymi ramionami, ale szczupłą sylwetką. Mało umięśniony, ale wystarczająco by mogła kochać jego ciało. Próbowała wyrzucić go z głowy, ale nie dała rady. Po raz kolejny dotarły do niej wizje przeszłości. Jego wieczorna obojętność kontrastująca z porannymi słodkimi obietnicami i zapewnieniami. Klękła na podłodze przy walizce i zaczęła szukać wygodnych ubrań. Próbowała skupić na nich całą swoją uwagę. Nie udało się jej, bo zobaczyła pewną szarą koszulkę. Jego szarą koszulkę. Musiała zabrać ją, gdy szybko się pakowała. Podniosła ją z kupki rzeczy i przytknęła do nosa. Pachniała jego perfumami. Orientując się co robi wyrzuciła szybko ubranie na materac stojący po jej prawej stronie. Zamknęła oczy i schowała twarz w dłoniach. Co On z nią zrobił?! Chciała się od niego uwolnić, a jednocześnie tak wiele rzeczy było z nim związanych.
Wyciągnęła przypadkowe ubrania i zrzuciła te zmoczone. Jej spódnica wylądowała na oparciu krzesła, a bluzka na grzejniku. Wiedziała, że był zimny, ale nie miała innego miejsca. Patrząc na widok za szybą postanowiła otworzyć w nocy okno. On tego nie lubił. Otwierała okna tylko wtedy, gdy nie było go w domu.
Szybko skierowała się do salonu. Jej mama już na nią czekała. Postanowiła zacząć rozmowę od najprostszej rzeczy.
-Nie zmieniłaś nic w moim pokoju. -Uśmiechnęła się. Obecność jej mamy była dla niej czymś wyjątkowym. Żałowała każdej okazji, którą mogłaby razem z nią spędzić. Jako córka zawiodła.
-Wiedziałam, że w końcu przyjdziesz.- Usłyszała w odpowiedzi.-Ale, on będzie Cię szukał, wiesz? Tutaj też.
-Wiem- westchnęła, a jej uśmiech gdzieś zniknął.
-Masz jakiś plan?
-Nie- Przeniosła wzrok na zdjęcie stojące na komodzie. Była na nim ona sama, tylko w młodszej wersji. Krótkie czarne włosy. Czarny strój. To co było kiedyś jej znakami szczególnymi. Przejrzała się w szybce i dokonała krótkiego porównania. Jak bardzo się zmieniła? Krótkie włosy nie zmieniły koloru, ale długość i ułożenie. Jej naturalnie proste pasma włosów każdego ranka musiały stawać się lokami. Nie pamiętała już jak to jest mieć proste włosy. To co William pokochał stało się codzienną rutyną. Zmienił jej wygląd i jej charakter. A ona mu na to pozwoliła.
Czarne ubrania zamieniła na kolorowe. Na co dzień wyglądała na prawdziwą panią z centrum. Rzadko wychodziła na miasto. To on załatwiał większość spraw, ale zdarzało się, że zabierał ją na kolacje czy spotkania, po to by utrwalić swój wizerunek. W końcu był zakochanym i szarmanckim biznesmenem. Czyż nie? Wtedy musiała wyglądać pięknie. I wyglądała, ale musiał nastąpić koniec udawania. Tamtego wieczora zdała sobie sprawę, że pierwszy krok już zrobiła. Musiała zrobić drugi.
-Nie mam skończonych studiów ani pracy. Została mi walizka z najpotrzebniejszymi ciuchami i kilkoma dokumentami. Jak mogę mieć jakiś plan?- zapytała gorzko.
-Pogubiłaś się w życiu-Przyznała w duchu rację swojej mamie-Przez niego.
Niestety nie mogła na to nic już poradzić. Nastała chwila ciszy, którą przerwała z czystej ciekawości.
-Mamo? Opowiedz mi o was. Co u Hirokiego? U taty?- zapytała układając się wygodnie na fotelu. W odpowiedzi usłyszała kilkanaście historii z ostatniego czasu. Tych błahych i tych ważnych.
Spostrzegając godzinę w końcu jednak obie z mamą postanowiły iść spać. Przytłoczone wrażeniami dnia były zmęczone. Ona jednak chciała zrealizować jeszcze jeden punkt tamtego dnia. Udała się do kuchni, gdzie w jednej z szuflad miała nadzieję znaleźć nożyczki. I znalazła. Zamknęła się w łazience i przeczesała dłońmi suche już włosy. Były trochę zniszczone od ciągłego kręcenia, ale wciąż prezentowały się dobrze. Zaczęła ciąć ich pasma. Równo w północ uznała, że wystarczy. Nie zamierzała być łysa, a jedynie krótko obcięta. Ostatni raz przejrzała się lustrze uśmiechając się do swojego odbicia. Nieco niechlujnie obcięte włosy robiły z niej teraz zupełnie inną osobę. Otworzyła okno na oścież w swoim pokoju i zachłysnęła się powietrzem. Wdychała kilka minut wieczorną rześkość. Deszcz przestał padać, za to pojawił się księżyc. Noc była piękna. Nie zadając sobie trudu by się przebrać położyła się na materacu. Nie musiała czekać na Williama, który jeszcze nie wrócił. Nie musiała się przejmować, że będzie niezadowolony. Na razie była bezpieczna i spokojna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując motywujesz mnie do dalszej pracy. Nawet anonimowo wyraź swoją opinię! :)