sobota, 17 października 2020

Rozdział 7

Lato. Sierpień. Piątek. Godzina 16:30.
Ostatni raz przejrzała się w lustrze i pewnym krokiem wyszła z pokoju. W jej myślach pozostał widok krótkich czarnych włosów kontrastujących z bladą cerą. Nie przypominała w niczym siebie sprzed kilku miesięcy. Tak jest lepiej. Zbiegła cicho po schodach, lakonicznie żegnając się z rodzicami siedzącymi przy stole. Posłali jej zdziwione spojrzenie, ale nim którekolwiek zdążyło zareagować, ona była już za drzwiami. Myśl o spotkaniu z Milly napawała ją nowym, zapomnianym dotąd uczuciem, ekscytacji. Coś w końcu działo się w jej życiu i nie miało nic wspólnego z Williamem i jego pomysłami. Z jednej strony rozpierała ją energia, z drugiej czuła wewnętrzny spokój. Ludzie, których mijała na ulicy przyglądali się jej z ciekawością. W ich oczach odbijał się podziw dla jej gracji i piękna, ale nie zauważała ich spojrzeń. W jej głowie ważne było miejsce, gdzie miała nadzieję zobaczyć dawną znajomą. Dotarła tam kilkanaście minut później po niezbyt przyjemnej jeździe komunikacją miejską. Bez porównania była to podróż inna niż ta, którą odbyła wracając do domu rodzinnego jakiś czas temu, ale wciąż nie należała do komfortowych. Temperatura w Paryżu znów wzrosła, niemalże do granic ludzkiej wytrzymałości, co przekładało się na trudność w chodzeniu po rozgrzanym mieście. Ostatecznie udało się jej usiąść przy wiklinowym stoliku, gdzie z ulgą stwierdziła, że klimatyzacja działa, natomiast niestety nigdzie nie było widać Milly. Patrząc przelotnie na telefon zauważyła, że nie ma nowych wiadomości od dziewczyny, zatem pozostawało jej tylko czekać. Kelnerka uprzejmie przyniosła jej kartę z daniami i napojami, ale ona równie grzecznym tonem odmówiła złożenia zamówienia. Jej entuzjazm nie gasł, ale nie wiedziała, że po przeciwnej stronie ulicy ktoś intensywnie się jej przypatruje. 


-Mamy tak po prostu tam wejść i usiąść przy jej stoliku?- pyta z wahaniem Ulrich. Spoglądamy na niego, ale żadne z nas nie daje odpowiedzi. Bo w zasadzie tutaj każda odpowiedź jest zła. Podobnie jak pokazanie się Yumi. Nie możemy jednak zbyt długo zwlekać. Powinniśmy już być na miejscu 5 minut temu. 
-Okej. Koniec. Trzeba tam iść - Odd uśmiecha się i rusza sprężystym krokiem do restauracji. Kilka sekund później jednak zawraca. Posyłamy mu zdziwione spojrzenie, ale on kręci na to głową.-Jednak nie możemy tak nagle tam wejść i udawać, że wszystko jest po staremu. 
-Może pojedynczo?- sugeruje Jeremie. Zażenowanie sytuacją wybija poza skalę. Zachowujemy się jak przedszkolaki, ale trudno jest spotkać się z kimś, kogo się nie widziało lata, jeszcze bez jego wiedzy. Zwłaszcza kimś takim jak nasza Yumi. 
-Wylosujmy kto pójdzie pierwszy- kiwa głową Odd. 
-Że co? Co my mamy po 8 lat?-pyta Ulrich. Mentalnie przyznaje mu rację, ale z drugiej strony nikt nie ma ochoty tam iść.
-Ja pójdę- szepczę niepewnie. Trzeba zakończyć ten cyrk. Chłopcy kiwają głowami. Widzę na ich twarzach ulgę, że znalazło się jakieś wyjście. Zbieram się w sobie i w końcu ruszam do wejścia. Delikatnie otwieram drzwi i widzę wzrok Yumi skierowany prosto na mnie. Widzę też jej przerażenie. Dokładnie to czego się bałam. Podchodzę jednak do jej stolika i nieśmiało się uśmiecham, ale jedyna jej reakcja to schowanie twarzy w dłoniach. To był zły pomysł, Milly.

Jej ciało zastyga w bezruchu od razu, gdy widzi nową osobę w restauracji. Emocje zalewają ją nagłym uderzeniem. Aelita. Nie spodziewała się, że zobaczy ją tutaj, czy w ogóle, gdziekolwiek w najbliższym czasie. Zupełnie nie była gotowa na tego typu spotkanie. Różyczka z delikatnym uśmiechem siada na przeciw niej, ale ona nawet nie może na nią patrzeć. Poczucie wstydu paraliżuje jej ciało. Chowa bezradnie twarz w dłoniach. Co ma powiedzieć? Jak się zachować? Przecież to z jej winy wszystko runęło. Czuje delikatny dotyk na ręce i słyszy ciche pytanie, czy wszystko w porządku. Nic nie jest w porządku. Łzy zaczynają przecinać jej policzki. W końcu decyduje się podnieść głowę i widzi zmartwioną twarz Aelity. 
-Ja...- zaczyna, ale nawet nie wie co chce powiedzieć. Spuszcza wzrok na pleciony stół i wyciera łzy, które nie przestają płynąć.
-Yumi? Hej, popatrz na mnie znów. To ja, nie musisz się mnie bać-Bać? To nie strach sprawił, że się rozsypała, a poczucie winy. 
-Ja się nie... nie boje, tylko... ja... mi jest- Próbowała coś sensownego z siebie wydusić, ale słowa uciekały, a myśli były nieskładne. Nagle powietrza było za mało, jakby zaraz miała się udusić. Poczuła, że Aelita zmienia miejsce i siada obok niej, a następnie delikatnie ją obejmuje. Miłe uczucie bezpieczeństwa pozawala jej na uspokojenie. Po kilkunastu minutach jej zdenerwowanie zmniejsza się na tyle, że może już coś sensownie powiedzieć.
-Przepraszam, nie chciałam by tak wyszło- mówi Aelita, a jej słowa wypełnione są troską. Wraca na swoje miejsce i nieśmiało się uśmiecha. Kiedy ona składa zamówienie kelnerce udającej, że niczego wcześniej nie widziała, Aelita wysyła sms'a. Nie możecie się jej pokazać. Na mój widok prawie dostała ataku paniki. 
-
Dla mnie zielona herbata- Kelnerka kiwa ze zrozumieniem głową i odchodzi.
-Milly nie przyjdzie, prawda? - pyta Aelitę, choć to pytanie retoryczne. Odpowiedź jest jedna. 
-Nie- odpowiada Różyczka, choć wydaje się, że coś chciałaby jeszcze dodać. Kilka minut ciszy mija.
-Co się z Tobą dzieje Yumi?-Pytanie ją zaskakuje. Jego bezpośredniość niemalże uderza ją w twarz. -Dlaczego przestałaś się odzywać? 
-To nie jest takie proste i zero-jedynkowe jak Ci się wydaje- odpowiada cicho. W istocie nie jest. 
-Nie powiedziałam tego. Po prostu chciałabym zrozumieć dlaczego się od nas odsunęłaś po tym wszystkim, co razem przeszliśmy?
-Bo William tak chciał- Waga tych słów stała się odczuwalna dla obu kobiet w kilka sekund. Aelita nie wie co ma na to nawet odpowiedzieć. Zanim zdąży znaleźć odpowiednie słowa, twarz jej dawnej przyjaciółki  po raz kolejny zastyga w przerażeniu. Kiedy różyczka odwraca się by sprawdzić kto lub co jest tego powodem, już wie. Najgorsze przed nią. William.